poniedziałek, 28 maja 2012

łódzkie izby przyjęć łowią skóry.





nie będę przytaczała dalszej części rozmowy, bo zwyczajnie, na samą myśl, chce mi się rzygać. 

odkładając słuchawkę i słuchając skrzekliwego głosu jakiejś pielęgniareczki w fazie 

klimakterium, że nie jest to koncert życzeń, prawie się rozpłakałam. zaczęłam szukać 

następnego, bliskiego memu sercu i domu, szpitala. 

znalazłam. odebrał zaspany pan doktor, po głosie przystojny. opowiedziałam mu moją historię..

- ja pani na to nie pomogę, to ogólny i specjalista później..

- czyli nawet gdybym teraz przyjechała, to nie zostanie mi udzielona pomoc?

- wie pani... jakieś tabletki czy coś, żeby ból złagodzić... ale w takim przypadku... wątpię. zanim 

by panią ktoś obejrzał, pomógł, to w sumie wyjdzie czasowo na to samo, co jakby pani 

normalnie przyszła. 

- aha. rozumiem, że mam nie spać dalej, bo oprócz "specjalisty" nikt nie jest w stanie pomóc?

- może w innym szpitalu, nie w tym *..



i tak skończyło się rumakowanie, spanie i moja cierpliwość. 

chcę do domu, proszę.



ps.: a wy? idźcie umrzyć. a jak nie macie pomysłu jak, to.. przeprowadźcie się do łodzi. 

ugościmy was. 



* trzeba powiedzieć, że nie był to byle jaki szpital, bo aż dla weteranów! widocznie żaden z nich nie miał zapalenia. 

poniedziałek, 21 maja 2012

kobiece absurdy.





przy okazji rozmowy o czasopismach dla kobiet, gdzie działu "Psychologia" są 

dwie strony, w odpowiedziach na listy czytelniczek odpisują, że muszą przede 

wszystkim zaakceptować siebie, by na kolejnych 60 stronach promować 

chudość, szkielowatość i diety. diety różne. buraczane, ziemniaczane, zielone, 

fioletowe i kolorowe niczym wymioty bulimiczki z 20-letnim stażem. woman's 

logic.

mów mi ciach. ciach norris.



poniedziałek, 7 maja 2012

koko zawsze spoko!




generalnie o nic mi nie chodzi.

nie będę hejtować, bo piosenka jest chwytliwa, szybko wpada w ucho, tekst jest łopatologiczny, idealny dla 

kibiców po piwku, dwóch, ewentualnie siedmiu. rytmiczne, sylabiczne wręcz (prawie jak "cie-szmy-sie-z-ma-łych-

rze-czy-bo.. S. Grzeczak).

obcokrajowcy nie muszą rozumieć, o czym skrzeczą babeczki odziane w ludowe prześcieradła rodem z 

hazjajskiej Polszy. ważne, żeby sobie nucili. 

ale.. właśnie. babeczki skrzeczą. masakrycznie. czekam tylko na official videoclip na yt, na którym tuż za 

dostojnymi paniami w prześcieradłach, wystąpi zespół "Krowie kopyto" z układem tanecznym w stylu folk. a 

pośrodku kupa. wielka, dorodna, polska, końska kupa.

tradycja jest ważna. bardzo ważna. ale, nabozię, szanujmy ją, a nie róbmy pośmiewisko.

można było to zrobić efektowniej. 



Polacy chyba pozazdrościli Rosjanom reprezentantek na Eurowizję...

eh.

my sweet wedding.





potrzebne wyjaśnienie? już spieszę...

jako pilne studentki interesujemy się wszystkim, co przydatne i ciekawe. 

domniemana sprawa gołębi, które nie mogą wpierdzielać ryżu, bo po połączeniu z wodą 

eksplodują, bardzo nas zaintrygowała. stąd rozkminy nad ślubem, oprawą i dodatkowymi 

atrakcjami. 


aby mieć "wybuchowy" ślub należy:

- doprowadzić do ceremoni ślubnej,

-nie rozmyśleć się podczas przysięgi,

- poprosić o sypanie ryżem, a nie piniondzorami (oczywiście wcześniej, a nie tak z marszu, przy 

wychodzeniu z czercza),

- w razie nie mjenia ryżu przez gości-> zakupić go,

- zamówić tresowane gołąbie (koniecznie te z certyfikatem C1),

- zamówić poidełka, które należy rozstawić koło czercza,

- wyjść z uśmiechem z czercza (jak gdyby nigdy nic),

- dać znak 'ryż-poidełko-niebo' do gołębi,

- czekać na eksplozje emocji i zwierząt.



enjoy, my bitches! <3